German
English
Polish

Retrospekcja.

Freedom Charity Run 2014.

Sponsor Techniczny
Patronat Medialny
Noclegi

Relacja z biegu

Dzień 1. - środa 24.09.2014 r. (65 km)

Początek wypadł doskonale. Konsul Niemiec w Gdańsku, Cornelia Pieper, zaprosiła nas wczoraj wieczorem na szampana. A dzisiaj założyła koszulkę z logo biegu, którą od nas dostała. Występowała  w niej na scenie w uroczystości tuż przed wystartowaniem biegu obok P. prezydenta Lecha Wałęsy i P. konsula Ukrainy. Potem przebiegła z nami pierwszy kilometr. Na 2. kilometrze na schodach konsulatu RFN w Gdańsku czekała na nas cała załoga, machając chorągiewkami. To był bardzo miły gest wsparcia biegu przez przedstawicieli Niemiec w Gdańsku.

Przemówienia były wzruszające, aż mi się łza w oku zakręciła. Czułem się tak, jakbyśmy wpletli się 25 lat później w tamtą historię, tworząc tę swoją małą wartość dodaną. Przepięknie przemawiała P. gubernator Ania Suchecka, której kibicowali licznie przybyli lioni z Elbląga i z Gdańska. Przejmująco przemawiał P. konsul Ukrainy, dziękując za wsparcie dla swojego narodu. Całość podsumował w swoim doskonałym stylu P. prezydent Lech Wałęsa. 

Ruszyliśmy... Po minięciu konsulatu RFN droga prowadziła 10 km pod górę, ul. Słowackiego, a potem skręt na Kartuzy, trochę ścieżką rowerową, trochę poboczem. Po 21. km zmienił mnie Ludwig, a po kolejnych ok. 20. km "pałeczkę przejął" Daniel. W miejscowości Puc dołączyło do nas ok. 30. biegaczy, a potem kolejni i kolejni. Wraz z nami biegli burmistrz i jego zastępca. Na kościerzyńskim rynku powitali nas z wielką serdecznością mieszkańcy miasta. Zresztą najlepiej będzie im udzielić głosu...

Pozdrawiam
Mariusz

Jeszcze raz gratuluję przedsięwzięcia. To, co zrobiliście dziś z bieganiem w Kościerzynie, to .......napisać coś wielkiego, to banalne słowa. Jak pierwszy raz usłyszałem o Waszej akcji ,to bałem się, że będzie wielki obciach i że pewnie nie znajdzie się nawet 10. ludzi, którzy z Wami przebiegną ....a tu cud. W Kościerzynie poza dwoma uczniowskimi klubami nie ma żadnego klubu biegacza zrzeszającego dorosłych. A może dlatego tylu pobiegło, bo każdy mobilizował innego, każdego, kto biega. Gdyby był  klub,  to powiedzieliby swoim członkom i ....... Ale nie ma co gdybać, po prostu stał się cud.  Myślę, że wbiegało na rynek nawet 100. ludzi, a dopiero w ubiegłym roku na Ziemi Kościerskiej odbył się 1 bieg, który przekroczył liczbę 100. osób na starcie. Oprócz uzbierania  jak największej ilości pieniędzy na Ukrainę, szerzenia idei wolności, życzę Wam, abyście poruszyli inne miejscowości. Bardzo miło było Was poznać, a biegać obok to zaszczyt. Mam tylko jedną uwagę techniczną, aby jednak pilnować czasu wbiegnięcia do danej miejscowości.  Podobno sporo ludzi się spóźniło, zarówno na trasie jak na rynek. Nawet jedna z telewizji rozstawiła się na wiadukcie już po naszym przebiegnięciu i czekała z 20 minut...... z poważaniem R. F.

 
 

Dzień 2. - czwartek 25.09.2014 r. (60 km)

Serdecznej gościny w hotelu "Niedźwiadek" we Wdzydzach udzielił nam lion Krzysztof Jankowski. Rano zaczęliśmy od wysokiego C. Na rynku kościerzyńskim czekały na nas dzieci, blisko setka. Wszystkie ubrane w koszulki Freedom Charity Run 2014. Dzieci zrobiły rozgrzewkę,  zanim jeszcze dotarliśmy. Potem dwa słowa o idei biegu i celu charytatywnym. Kiedy już daliśmy sygnał do startu ... ,okazało się, że powiedzieliśmy o jedno zdanie za mało, to, że "biegniemy razem z tą samą prędkością". Dzieci od razu wypaliły jak z katapulty i pogalopowały lub nawet pocwałowały w kierunku stacji benzynowej PKN Orlen. Ledwo je dogoniliśmy,  ledwo się trzymając ogona peletonu. Na stacji pożegnaliśmy się serdecznie, konstatując, że nic tak nie zbliża jak wspólny bieg w tym samym kierunku.
Dalej przez 10 km biegłem już z elitarną grupą, wśród której byli: Leszek - policjant, Ewa - studentka muzyki i jeszcze jeden biegacz. Po kolejnych 5. km, wśród borów kaszubskich spotkałem grzybiarza. Zwolniłem i zapytałem o zbiory. Pokazał kilka grzybków, machnął ręką na nie  i zaraz powiedział:  "grzyby nieważne, ale wasz bieg to jest coś! Widziałem was wczoraj w telewizji". Nawet więc w dalekich kniejach wiedzą o naszej idei :-)

Zmienialiśmy się co 20 km. W Męcikale czekała na nas silna grupa pod wezwaniem św. Floriana. Biegacze - strażacy, nie dość że przebiegli niedawno dystans 1500. km z Chojnic do Watykanu, to jeszcze mają wśród swojego teamu 78-letniego zawodnika z ponad 800. biegami na koncie. Kiedy urządzali jemu wystawę, po medale musieli przyjechać ciężarówką. 

W drodze do Chojnic raz siąpiło, raz lało, to znów świeciło słońce. Na rynku, poza władzami miasta, czekała na nas wspaniała niespodzianka w postaci czterech przemiłych i jakże skutecznych masażystek. Oj, przydało nam się na nasze zakwasy. Szczególnie, że przed nami jutro blisko stówa do Piły. Trzymajcie za nas kciuki.

Pozdrawiam
Mariusz 

Dzień 3. - piątek 26.09.2014 r. - Chojnice - Piła (95 km)

Pobudka dzisiaj była wcześnie. O 8.00 już byliśmy na rynku. Wkrótce dołączył do nas burmistrz miasta. P. dr Arseniusz FINSTER i - co nas wprowadziło dodatkowo w świetny nastrój - kilkudziesięcioro dzieci z pobliskiej szkoły. 

Nasza niemiecka cześć teamu dostała na potrzeby biegu samochód Opel Vivaro sponsorowany przez firmę FINSTERwalder (Transport & Logistic), było więc dużo śmiechu. Zbieżność nazwisk tym razem przypadkowa, a Urząd Miejski zasponsorował nam wszystkim noclegi – ogromne dzięki!

Zanim burmistrz dał znak startu, wszyscy połączyliśmy się w bólu w minucie ciszy. We wtorek w Starej Dąbrowie w wypadku samochodowym zginęło pięcioro młodych mieszkańców Chojnic. Wśród nich był Błażej Pietrzyk, syn wiceburmistrza Chojnic. W wypadku zginął też Michał Papierkiewicz, bramkarz futsalowego zespołu z Chojnic. 7 października miał skończyć 28 lat. Wstrząsający wypadek pogrążył całe Chojnice w żałobie.

Wkrótce, na znak burmistrza, ruszyliśmy wszyscy razem do biegu. Tym razem, bogatsi o doświadczenia z Kościerzyny, przekazaliśmy naszym współtowarzyszom, że to nie są wyścigi, a wspólny bieg, w zgranym zespole, w tym samym kierunku. Tak jak w życiu. Przychodzi mi zawsze w takich momentach na myśl jedno z powiedzeń Margaret Tacher: "jeśli chcesz zrobić coś szybko, zrób to sam, jeśli chcesz zrobić coś wielkiego, buduj zespół".
Przez 5 km towarzyszyli nam chojniccy florianie, z którymi pożegnaliśmy się po wspólnym porannym biegu jak ze starymi przyjaciółmi. Potem na mojej zmianie towarzyszył mi 36- letni Waldek z Chojnic, maratończyk pełen  planów życiowych i biegowych na przyszłość. Gadaliśmy ze sobą jak najęci i zanim nas zlokalizowała jego żona z samochodem, przebiegliśmy 17 km. Sam więc pociągałem już tylko następne 3 do pierwszej dzisiaj dwudziestki.

Ludwig przebiegł swoje 20 km, a z kolei Daniel, po swojej dwudziestce, uparł się na 30 km i ani rusz nie dał się ściągnąć z trasy. Po nim ruszył znów na dyszkę Ludwig, a ja dociągnąłem do mety w Pile. Wystartowałem w Skórce wraz z dziesiątką mocnych zawodników tutejszego klubu biegacza 4 Run Team. Mocnych, bo najlepszy Darek łyka maratony w 2.48, ale i równocześnie fajnych gości. Mieliśmy tak dobre tempo, bo Andrzej ciągle wyrywał do przodu, że zaoszczędziliśmy 20 min. w stosunku do planowanej na 19.00 godziny dobiegnięcia do mety. Krótka chwila dyskusji i... Krzysztof zaprasza wszystkich na piwo do motelu „Tarcza” - ma dziś 41. urodziny! Ostatnie metry biegniemy malowniczą ścieżką rowerową wzdłuż rzeki Gwdy, na końcu której jest dmuchana brama z linią mety. Mijamy ją o zmroku.

Uff - najdłuższy etap w całym naszym biegu za nami! Dziś nie było łatwo. Daniela pobolewa ścięgno Achillesa, więc pierwszy poszedł na masaż. Ja mam po tych dzisiejszych 32. km i ok  50. km przez dwa pierwsze dni "zapalenie całego dolnego ciała", Ludwig też postękuje.
Do jutra musimy wydobrzeć. Tylko 70 km do Obornik, a w niedzielę 35-kilometrowy spacerek do Poznania.

W Poznaniu 5 km przed metą poprowadzi nas Jurek Skarżyński, a potem wspólne rozciąganie na Starym Rynku o 12.00 - już się cieszymy :-)

Pozdrawiam
Mariusz

 

Dzień 4. - sobota 27.09.2014 r. - Piła - Oborniki (70 km)

Miało być 70 - wyszło ponad 80 km... Z Piły wystartowaliśmy tym razem o 9.00. Mięśnie po wyśmienitym masażu zrobionym przez miłą dziewczynę, zorganizowaną przez chłopców z 4RUN team, są jak nowe. Ruszyliśmy więc ochoczo w ich doborowym towarzystwie. Dołączyły do biegaczy z poprzedniego dnia 3 dziewczyny, w tym TA, która uczyniła cuda z naszymi sponiewieranymi dotychczasową trasą nogami.

Cel super! Trzymam kciuki za chłopaków!
Piotr Biegun
LC Jarocin

Ale mamy dzielnych chłopaków!!!
Lucyna Pokrzywa
LC Rzeszów

Powodzenia!
Alicja Przedpełska
LEO Poznań 1996

Wielkie brawa dla Mariusza Szeiba i Daniela Wcisły - można powiedzieć, iż rośniemy w siłę!
Leszek Michalak
LC Wrocław m2m

Około 5 km za Piłą odbiliśmy nieco z trasy, aby odwiedzić 2 cmentarze, z czasów I i II wojny światowej. Zapaliliśmy na obu znicze, pomodliliśmy się wspólnie za poległych żołnierzy. W pewnym momencie Ludwig łamiącym się głosem przeprosił za wszystkie krzywdy wyrządzone przez Niemców Polakom i innym narodom. Powiedział: "Nigdy, przenigdy nie możemy dopuścić, żeby nasze narody kiedykolwiek walczyły przeciwko sobie". Zarówno jemu, jak to mówił, jak i mnie, jak to tłumaczyłem, jak i wielu z nas potoczyła się po policzkach łza...

Po 18. km dobiegliśmy do Ujścia. Tam pożegnaliśmy się wspólnym "We Run We Serve" z fantastyczną ekipą z 4RUN Team z żalem, że już koniec wspólnego biegania i równocześnie  nadzieją, że przy następnej okazji znów pobiegniemy ramię w ramię z tą samą prędkością w tym samym kierunku! 

W Ujściu dołączył do nas Andrzej z dwoma synami - Pawłem i Wojtkiem. Wojtuś, na oko ok. 6 – 7 lat, zasuwał z nami bez chwili znużenia, a Paweł, ok. 12, był ledwo do zahamowania. Obaj obiecali, że też kiedyś pobiegną do Berlina.

12 km przed Obornikami czekali na nas kolejni współbiegacze. Przez lasy i knieje wraz z nimi przebiegliśmy kolejne 12 km. Na rynku w Obornikach czekał na nas burmistrz miasta, Tomasz Szram. Po miłej uroczystości powitania w Obornikach, skąd wystartujemy jutro o 7.45 do dalszego etapu, pognaliśmy, tym razem samochodami, do pobliskiego już, a dla nas rodzinnego, miasta Poznania. Krótki prysznic i spotkanie na Starym Rynku z kolegami naszego Lions Klubu oraz dwoma lwowianinami, którzy specjalnie na nasz bieg przyjechali z Ukrainy.
Kończę, bo muszę się już położyć przed kolejnym etapem. Zbliża się 24.00, a jutro pobudka o 6.15, bo o 7.00 wyjeżdżamy z  Poznania, gdzie śpimy dziś w końcu w naszych łóżkach.
Jutro musimy przebiec "tylko" 37 km, ale musimy zdążyć na Stary Rynek na 12.00 na "koziołki". 

Do zobaczenia,
Mariusz

 
 
 

Dzień 5. - niedziela 28.09.2014 r. - Oborniki - Poznań (33 km)

323 km za nami! 

Wystartowaliśmy z Obornik wcześniej niż zazwyczaj, tuż przed 8.00. Plan był jasny, na "koziołki" mamy być na Starym Rynku. 

Wraz z Ludwigiem, który tym razem ruszył pierwszy, pobiegło kilku lokalnych biegaczy, w tym Zenek Talar, lat 61. Biega od 10. lat. Zrobił w tym czasie 50 maratonów z najlepszym wynikiem 3:10, a do tego dołożył jeszcze 30 ultrasów. Czy więc wiek to przeszkoda? Tak, ale nie dla Zenka! Biegnie też z nami cały dystans 37. km czterech chłopaków z Monaru: Marek, Bartek i dwóch Mateuszów oraz (o rany, zapomniałem imienia, wybacz nasz towarzyszu całego biegu) kolega Linkowski, setki kilometrów w górach, dwa razy Rzeźnik, ponad 500 km w Kotlinie Kłodzkiej w 7 dni, itd.

Pierwszy pobiegł tym razem Ludwig. Wiedział, że my z Danielem jesteśmy pyry poznańskie i będziemy chcieli pobiec, wraz z czekającymi na nas biegaczami, drugą część biegu. Tak też było, "pałeczkę przejęliśmy" z Danielem po 15. km. Wszystko szło jak z płatka aż... wbiegliśmy na drogę między łąkami, za nami nasze samochody. Grząsko, my przebiegamy, samochód naszych przyjaciół z Niemiec grzęźnie "po dach". Biegacze pędzą dalej, bus będziemy wyciągać po osiągnięciu mety.

W Strzeszynku, 11 km przed metą, dołącza ok. 20 biegaczy, w tym Marek Śliwka, właściciel biura Logostour. Jest tuż po katorżniczym maratonie po dwóch wulkanach w Etiopii. Jesteśmy opóźnieni - 7 min. wobec planu. Przyśpieszamy. Nad Rusałkę wbiegamy o 11.10. Czeka tam na nas kolejne kilkadziesiąt osób. W tym Jurek Skarżyński, nasz guru biegów maratońskich. Jurek robi rozgrzewkę dla tych, którzy właśnie do nas dołączają. Ja ponadto mam rodzinną satysfakcję. Czekają obie moje córki z zięciami i 5. moich wnuków. Trójka starszych (Amelka 12 lat i Ernest wraz z Mikołajem, obaj po 10 lat) towarzyszy nam, biegaczom przez następne 5 km aż do mety! Będą biegać. 

Nad Rusałką czekają na nas także dwaj lwowiacy – Roman Monastyrskyy i Jaroslaw Lubinets. Członkowie tamtejszego Lions Klubu. Przyjechali z Ukrainy specjalnie po to, aby swoją obecnością wesprzeć akcję pomocy 5. dzieci osieroconych kulą snajpera na Majdanie. Ich ojciec zginął 20 lutego. Naszym biegiem bardzo chcemy im pomóc. Apelujemy więc do każdego, kto chciałby poprawić los tych dzieci o wpłaty na konto:

OKRĘG 121 POLSKA Międzynarodowego Stowarzyszenia Klubów Lions
Nr konta w PLN: 84 1600 1084 0004 0503 6264 6196
Jeden sponsorski kilometr kosztuje 100 euro, ale także KAŻDA wpłata będzie cenna.

Znów trzeba trochę przyśpieszyć. Nasz peleton się rozciąga. Ostatnia grupa dołącza do nas pod pomnikiem Armii Poznań. Pozostaje 7 min. do 12.00. Biegniemy zwartą grupą. Wbiegamy 11.59, tuż  „koziołkami". Na schodach Ratusza czeka na nas gospodarz naszego miasta, maratończyk, prezydent Ryszard Grobelny. Są honorowi konsulowie Ukrainy i Niemiec. Wzruszającą mowę na temat sytuacji na Ukrainie wygłasza nasz gość ze Lwowa Roman Monastyrski. Na koniec części oficjalnej Jurek Skarżyński robi stretching dla wszystkich biegaczy i osób obecnych na Starym Rynku. 

Pogoda dopisała nam wyśmienicie. Czujemy się dobrze, choć te dobre 300 km czujemy już w nogach. Teraz już będzie z górki, choć jutro jeszcze przed nami ogromne wyzwanie - 88 km do Międzychodu. Jeśli temu damy radę, to brama do Berlina będzie otwarta.

Startujemy sprzed Ratusza jutro o 8.30.

Pobiegnijcie znów z nami!
Mariusz

„Niemal dokładnie w samo południe w niedzielę dobiegli na metę poznańskiego etapu Charytatywnego Biegu Wolności jego inicjatorzy, poznaniacy: Mariusz Szeib, Daniel Wcisło i Ludwig Schlereth z Halle oraz ci, którzy przyłączyli się na trasie, która wiodła z Obornik.
Powitał ich prezydent Poznania, Ryszard Grobelny, który powiedział, że wierzy, iż są dobrze przygotowani i bez kontuzji dotrą do Berlina. Dodał, że Poznań staje się miastem biegaczy i 12 października odbędzie się Poznański Maraton. Charytatywny Bieg Wolności rozpoczął się w minioną środę. Prowadzi z Gdańska do Berlina, a jego trasa liczy 621 kilometrów. Zorganizowano go dla uczczenia 25-lecia przemian w Polsce i obalenia muru berlińskiego. A ponieważ jego inicjatorzy są członkami Lion's International, dlatego przyświeca mu cel charytatywny - zebranie środków na pomoc dzieciom z rodziny Wiktorii Opasanjuk z Ukrainy, której mąż zginął w walkach na kijowskim Majdanie.

Dla podkreślenia więzi łączących Polskę i Ukrainę we wczorajszym etapie wzięła też udział delegacja lionów ze Lwowa. Roman Monastyrski z LC Lviv przypomniał, że ginąc na Majdanie, Valerij Opasanjuk osierocił pięcioro dzieci. W poniedziałek o 8 rano spod ratusza trzej uczestnicy biegu wystartują do kolejnego etapu, którego trasa prowadzi do Międzychodu. Do Berlina mają dobiec w piątek. "Kondycja jest doskonała i następnym razem pobiegniemy do Paryża albo do Moskwy. Dziś było ulgowo, bo z Obornik do Poznania jest tylko 37 kilometrów, ale w piątek biegliśmy 95 kilometrów z Chojnic do Piły. To było piekło. W poniedziałek czeka nas 88 kilometrów do Międzychodu, ale damy radę. Pamiętajmy, że zbieramy na Ukrainę" - powiedział Mariusz Szeib.”

Marek Zaradniak
„Głos Wielkopolski”

Dzień 6. - poniedziałek 29.09.2014 r. - Poznań - Międzychód (88 km)

W Poznaniu był raj. Warto było dołożyć te 200 km i biec z Gdańska do Berlina właśnie przez nasze rodzinne miasto - Daniela i moje - Poznań. 

Po wspaniałym podjęciu przez władze miasta poznaniaków, rodziny, przyjaciół rozparcelowaliśmy się z Danielem po domach, a nasi przyjaciele z Niemiec skorzystali z gościnności Asi Wierszyłowskiej i zamieszkali w hotelu Kortowo - byli zachwyceni.

Przypomniała mi się jeszcze jedna zabawna historia z wczoraj. Gdy jechaliśmy po noclegu w Poznaniu we własnych ścianach, z powrotem, rano, na miejsce startu do Obornik, na rogatkach miasta zatrzymał nas patrol policyjny – rozkazano kierowcy dmuchać w balonik. Daniel, który akurat prowadził, miał „zero”. Chwilę za nami jechali nasi przyjaciele z Niemiec. Kiedy zobaczyli alkomat, byli przekonani, że ktoś chce z nimi przeprowadzić wywiad i zaczęli do "mikrofonu" opowiadać o Freedom Charity Run 20014. Nasi dzielni policjanci dopiero po pewnym czasie zrozumieli, że to nie są żarty, tylko nieporozumienie. 

Dziś było 88 km. Po ulgowej niedzieli nie było łatwo. Bardzo jednak uskrzydliła nas wiadomość, że klub Lions Ludwiga LC Halle Saalkreis wykupił aż 30 km trasy, a klub jego żony Ulrike Weniger (Ulrike wraz ze swoją koleżanką  Reą oraz synem Ludwiga Tilmanem, podobnie jak rok temu, towarzyszą nam przez całą trasę na rowerach, wspierając nasz każdy krok - piękne dzięki Wam za to!) wykupił 20 km. Konto na fundusze na Ukrainie powiększyło się o okrągłe 5000 Euro. Już się cieszymy w imieniu naszych beneficjentów. Chociaż liczba tych wykupionych kilometrów i donacji ciągle rośnie, to jeszcze wiele kilometrów jest niezagospodarowanych. Akcja będzie  trwała do końca listopada.

Na 10 km przed metą w Kłosowicach dołączyli do nas dwaj maturzyści, Kamil i Mikołaj. Obaj wysocy, szczupli po półmaratonach, z zadatkami na doskonałych biegaczy. Kilometr przed metą czekała na nas ich nauczycielka wf-u, dając w ten sposób wspaniały przykład dla reszty "swojej" młodzieży. Podziękowaliśmy też Straży Pożarnej, Policji i załodze ambulansu medycznego, zabezpieczających trasę dojazdową do miasta. Biegnąc drogą samochodową, czuliśmy się bezpieczni. Zaraz potem Sławek i Ula z UM w Międzychodzie zabrali nas do ośrodka wypoczynkowego do Mierzyna. Masaż wykonany przez Magdę, również pracownika UM, postawił nasze nogi "na nogi". A potem już kolacja przy kominku i wspaniała atmosfera stworzona przez gościnnych miedzychodzian. Nakarmili strudzonych biegaczy, napoili, wymasowali, do serca przytulili – są siły na ostatnie kilometry. Zostało nam już tylko 33,8% trasy.  W nozdrzach czujemy już zapach słonecznego Berlina...

Pozdrawiam
Mariusz

Dzień 7. - worek 30.09.2014 r. - Międzychód - Gorzów Wlkp. (60 km)

Dzisiaj do biegu „wystartował” nas człowiek wyjątkowy - Ryszard Rogala. Ryszard to trzykrotny olimpijczyk (Sydney, Atlanta, Pekin) z dwoma medalami: srebrnym i brązowym w wyciskaniu sztangi, z rekordem 230 kg – potęga! Mała uwaga: to rekord na leżąco - na leżąco, bo Rysiek nie ma obu nóg. 

Po ich stracie, o której nie chciał mówić, przez rok leżał kompletnie załamany. Otrząsnął się, nie poddał, "stanął na nogi". Jest uśmiechniętym, pełnym energii i inicjatywy młodym człowiekiem, w dodatku radnym w Międzychodzie. "Rysiek - to była dla nas wielka przyjemność, a przy okazji też wyzwanie (bo uścisk ręki masz jak kowal) spotkać się dzisiaj z Tobą".

Biegniemy przez las, wśród sosen, świerków i aromatu grzybów. Grzyby można ścinać kosą. Nadal jest ciepło, w dodatku zaczyna znów padać. Grzyby mają raj, nam jest teraz nieco trudniej, ale damy radę - byle deszczyk nas nie złamie...

12 km przed metą w Santoku dołączyli do nas biegacze: Wojtek (51 lat, 4 maratony, rekord poniżej 3.30 h - co intrygujące: 2 dni temu biegł Berlin w czasie 3.35 h), Krzysztof (przeczytał o biegu w Internecie), drugi Wojtek (trener długich dystansów), Tomek Kucharski, i tutaj mała przerwa na komentarz: Tomek jest jednym z 9. najlepszych olimpijczyków, którzy zdobyli więcej niż jeden złoty medal olimpijski. Tomek zdobył dwa złota w Atlancie i Pekinie w dwójkach wioślarskich na 2000 m. W dodatku Tomek Kucharski jest szefem Wydziału Sportu i Turystyki w Gorzowie i to z nim, zupełnie nieświadomi, z kim mamy do czynienia, ustalaliśmy wszystkie szczegóły dotyczące tego etapu.

Tomek zaproponował jeszcze pewną rewolucję, aby następnego dnia zamiast biegać, spłynąć kajakami do Kostrzyna. Po krótkiej naradzie oczywiście zgodziliśmy się, bo czy podwójnemu mistrzowi olimpijskiemu można odmówić? Tym bardziej była to propozycja nie do odrzucenia, że z nami ma spłynąć 30. młodych ludzi, członków lokalnego klubu kajakarskiego. Jeden szczegół. Postanowiliśmy "sprzedawać" te kilometry w promocji za 50 euro :-) 

Pozdrawiam
Mariusz

 

Dzień 8. - środa 01.10.2014 r. - Gorzów Wlkp. - Kostrzyn - ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal

Liżemy rany – tym razem na barkach, ramionach, dłoniach i kciukach po dzisiejszych kajakach. 53 km w dół Warty, która płynie z prędkością 3 km/h to wyzwanie. Gdybyśmy nie wiosłowali, nasza podróż trwałaby 17 h i 40 minut.

Wystartowaliśmy ok 9:00. Do Kostrzyna dopłynęliśmy z bólem całego ciała, tym razem powyżej pępka, ok. 16:00. Skrócenie podróży o te 10 h z małym hakiem wymagało wiosłowania, wiosłowania i jeszcze raz wiosłowania. Przy okazji od mistrza dowiedzieliśmy się, że:

  • nie mogą być obie ręce zgięte, ale jedna tylko, za to druga ma być wyprostowana. Jedna ciągnie, druga wiosło odpycha;
  • trzeba wiosło ciągnąć tak długo, jak się da;
  • zanurzać wiosło tak, aby pióro było w wodzie, ale więcej już nie.

Pomogło nam to nieco, ale i tak mistrz Tomek Kucharski machnął sam wiosłami od niechcenia, a my z Danielem machaliśmy i machaliśmy, a i tak zbliżyć się do niego było bardzo trudno, tak trudno, że aż niemożliwe.

Łap nie czujemy. To już lepiej jednak biegać. Wracamy więc do biegania jutro, z obolałymi ramionami, ale pełni wspaniałych wrażeń pod wpływem widoków ostatnich kilometrów ujścia Warty oraz nauki, jak wiosłować i nie czuć bólu ramion. Chyba zostaniemy jednak na drugi rok w pierwszej klasie, bo je czujemy, ojej jak mocno!

Pozostało ok. 15% trasy, na całe szczęście na nogach, dzięki temu damy radę. Nieco żal, że już koniec...

Pozdrawiam
Mariusz

Dzień 9. - czwartek 02.10.2014 r. - Kostrzyn - Strausberg (64 km)

O 8.20 byliśmy pod Urzędem Miasta, zlokalizowanym w dawnym budynku odpraw granicznych - dziś w czasach UE i układu z Schengen, do tych celów niepotrzebny.

Kostrzyn spowity poranną mgłą leniwie budzi się do życia. Pod Bramą Berlińską, gdzie sekretarz miasta P. Ania Suska zaproponowała start, nie ma żywego ducha. Tuż przed 8:30 krajobraz niezwykle się ożywił. Pojawił się nie tylko burmistrz Kostrzynia Andrzej Kunt, ale także burmistrz pobliskiego miasteczka niemieckiego Seelow, Joerg Schroeder. W dodatku na start przybyła młodzież ze szkół polskich i niemieckich.

Tą całą gromadą przebiegliśmy przez most graniczny. Dzieci pobiegły z nami jeszcze 2 km, a potem zostali już z nami tylko dwaj koledzy lioni – z LC Police Mariusz Mazgiejko i Krystian Kowalewski. Wyjechali dziś z domu o 6:00, aby do nas dołączyć. Krystian przebiegł aż 17 km, choć miał w planie tylko 10, a Mariusz pociągnął przez całą moją pierwszą szychtę, czyli 20 km.

W trakcie odcinka Ludwiga zatrzymaliśmy się przed pałacem grafa von Hadenberga w miejscowości Neuhadenberg. Graf był przeciwnikiem Hitlera w czasie wojny. Spotkaliśmy tam forpocztę klubu Lions ze Strausbergu, dra Wihelma Drewesa. Zaprosił już nas w imieniu klubu na kolację w Strausbergu, do którego biegniemy i spotkanie z lokalnym klubem Lions. Jeszcze tylko trzeba dobiec, a sił szybko ubywa...

W kolejnej miejscowości Ihlow przybyło nam ich jednak błyskawicznie, a to za sprawą burmistrza miasta, Uwe Steinkampa, również liona, a także wielkiego miłośnika ziół. Zwiedziliśmy jego wspaniały ogród, a następnie wypiliśmy po 2 szklanki gierscholady, lokalnego specyfiku z ziół. Postawił nas na nogi błyskawicznie. W dodatku zarówno Uwe jak i burmistrz całego okręgu w T-shirtach We Run We Serve towarzyszyli nam do granic miasta, a Tomas Brauer aż do samego Strausbergu.

W Strausbergu skorzystaliśmy z gościnności Golfpark Schloss Wilkendorf. Na spotkanie z nami przyjechało blisko 40. członków lokalnych klubów Lions. Zdanie "Jesteśmy sąsiadami, bądźmy przyjaciółmi" odmienialiśmy podczas kolacji i toastów na wszystkie możliwe sposoby. Nie spodziewaliśmy się aż takiego entuzjazmu wobec naszej inicjatywy Freedom Charity Run. Czyż to nie wspaniałe, że 25 lat po przemianach możemy czuć się bezpieczni z przyjacielskim sąsiadem na Zachodzie? Może i kiedyś na ten nasz wschód w końcu przyjdzie czas...

Kolacja nieco się przeciągnęła, a jutrzejsza "runda honorowa" ciągle wymaga przebiegnięcia kolejnych 34. km. Chcemy być pod Bramą Brandenburską na 13:00. Rano nie będzie zmiłuj się. Ostatni odcinek musi być na czas.

Pozdrawiam
Mariusz

 
 

Dzień 10. - piątek 03.10.2014 r. - Strausberg - Berlin (39 km)

Zaczęliśmy o 8.30, ja, a potem Daniel, po 12 km, na koniec Ludwig. My z Danielem znów się włączamy na ostatnie 5 km. Na wyznaczonym punkcie spotkań z chętnych do wspólnego biegania czeka chłopak z dziewczyną. Zaskoczony absolutnie, rozpoznaję w nich Piotra i Martę, współpracowników z firmy z Poznania, którą zarządzam. Co za miła niespodzianka :-)

Niesieni jak na skrzydłach, wśród spacerujących berlińczyków (dzisiaj mają święto narodowe – 25. rocznicę upadku muru berlińskiego), błyskawicznie zbliżamy się do Bramy Brandenburskiej. Czeka tam na nas kilkadziesiąt osób, w tym przedstawicielka Ambasady Polskiej, Marzena Szczypułkowska – Horvath. Punkt 13.00, w pełnym słońcu, przy temperaturze ok. 25oC przebiegamy umowną linię mety, ustaloną przez nas blisko rok temu.

Te 621 wspólnie pokonanych kilometrów było nie tylko wielką demonstracją radości w nowej, wolnej i demokratycznej Europie, było nie tylko narzędziem, aby zbierać fundusze na pomoc dla dzieci na Ukrainie, ale także wielką i wspaniałą  przygodą, połączoną, co tu ukrywać, ze sporym wysiłkiem. Każdy pokonany przez nas kilometr, każda wypocona przez nas kropla, każde obtarcie, odbicie i naderwany mięsień zwrócił się 1000 - krotnie, w postaci wspaniałych wrażeń i, na co mamy ogromną nadzieję, w postaci zebranych funduszy na dzieci na Ukrainie.

Nasz bieg nie byłby możliwy bez naszych  wspaniałych sponsorów: Puma Polska, która nas ubrała i wyposażyła w doskonałe buty do biegania i Mercedes – Benz Duda Cars, który przekazał na nasze potrzeby wygodny i luksusowy mikrobus marki Mercedes – Benz, naszych patronów medialnych Runners World, Bieganie.pl, PoTreningu.pl.

Mamy też nadzieję, że nie zawiedliśmy tych wspaniałych postaci naszego kraju, którzy zdecydowali się na udzielenie swojego patronatu inicjatywie Freedom Charity Run 2014, a więc P. Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, P. Prezydenta Lecha Wałęsy, P. prof. Leszka Balcerowicza, PP. prezydentów miast: Gdańska Pawła Adamowicza i Poznania Ryszarda Grobelnego, a także  organizacji pozarządowych Forum Obywatelskiego Rozwoju i Razem'89. 

Nie byłoby tego biegu, gdyby nie wsparcie władz wszystkich miast na trasie biegu. Na koniec dziękujemy największej na świecie organizacji charytatywnej Lions, do której my biegacze mamy zaszczyt należeć. Bez inspiracji z tej strony nie przyszłoby nam do głowy, aby główne hasło tej organizacji „We Serve – służymy” zmodyfikować na „We Run We Serve – służymy, biegając!”, a następnie wypełnić je przyjaźnią i pomocą międzynarodową. 

Zbieramy fundusze na wsparcie dzieci na Ukrainie. Na razie udało nam się "sprzedać" pierwsze 100 km, pozostało jeszcze 521 km. Każdy kilometr pomoże tym dzieciom, które nie miały tyle szczęścia co nasze dzieci i wnuki, żeby urodzić się w normalnym, bezpiecznym kraju europejskim. Biegliśmy po to, aby im w ten sposób pomóc. Nam się udało zrealizować postawiony blisko rok temu, dość przecież ambitny, a jak się teraz okazało, realny cel. Teraz reszta w rękach naszych czytelników, przyjaciół i wszystkich, którym idea „We Run We Serve” jest bliska. Zbieramy do 30. listopada, aby fundusze przekazać jeszcze przed Świętami.

OKRĘG 121 POLSKA
Międzynarodowego Stowarzyszenia Klubów Lions
Nr konta w PLN:
84 1600 1084 0004 0503 6264 6196

Służymy, biegając – We Run We Serve!

Ludwig Schlereth, Mariusz Szeib, Daniel Wcisło